top of page

STANDING AT THE SKY’S EDGE

▪️ Zobaczyć ten spektakl zapragnęłam po gali Olivier Awards, podczas której a) spektakl zdobył główną nagrodę w kategorii „Nowy Musical”; b) obsada wykonała świetny utwór tytułowy.

Miałam ogromne oczekiwania wobec tej produkcji, liczyłam na transfer na West End (musical wystawiany był wcześniej w National Theatre), bo i muzyka i temat niezwykle mnie zainteresowały.

Po obejrzeniu spektaklu w Gillian Lynne Theatre uczucia mam jednak mieszane.


▪️ Co prawdopodobnie zaskakujące dla większości - musical ten jest juke boxem opartym na albumie z 2012 roku, autorstwa Richarda Hawleya - brytyjskiego piosenkarza, autora tekstów, gitarzysty i producenta pochodzącego z Sheffield.

Niemniej zaskakujące jest to, że utwory wykorzystane w spektaklu nie stanowią części fabuły i są jedynie swego rodzaju przerywnikami mniej lub bardziej odzwierciedlającymi aktualne emocje bohaterów. Płyta Hawleya „Standing at the Sky’s Edge” - mocno związana z historią rodzinnego miasta artysty - zainspirowała lokalnych twórców teatralnych. No i właśnie - ten musical, który premierę miał w Sheffield jest niezwykle hermetyczny i tak naprawdę, żeby w pełni zrozumieć, jakie znaczenie mają wszystkie wątki należy dobrze poznać historię miasta, a w szczególności jednego kompleksu budynków w stylu brutalistycznym (polecam sprawdzić „streets in the sky” w architekturze) - Park Hill.


▪️ „Standing at the sky’s edge” to spektakl opowiadający historię trzech rodzin, które - w różnych okresach - zamieszkują ten sam apartament właśnie w Park Hill. Konkretne rodziny symbolizują trzy okresy w historii Sheffield - lata 60-te i wielki kryzys gospodarczy, który spowodował falę samobójstw wśród mężczyzn, lata 80-te, falę emigracji i walkę ludności napływowej z rasizmem oraz lata dwutysięczne nawiązujące do lokalnych zmian społeczno-politycznych.


▪️ Muzyka w spektaklu jest naprawdę wspaniała, doskonale zaśpiewana, ale - jak wspomniałam wcześniej - koncept jest nieco inny, niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Poszczególne utwory są wstępem, tłem, czasami przedłużeniem jakichś scen, ale tak naprawdę spektakl jest w zasadzie jedynie „obudową” fabularną do albumu Hawleya, którego inspirowało Sheffield, konkretne historie, emocje.


▪️ Ogromne wrażenie robi scenografia. W głębi sceny znajduje się budynek, po którego różnych poziomach chodzą aktorzy i w którym swoje miejsce mają muzycy. Budynek rozciągnięty jest na całą szerokość oryginalnej sceny, a ta w związku z taką zabudową nie ma ograniczeń po bokach, co sprawia, że nawet z najbardziej wysuniętych na prawo czy lewo miejsc widok jest świetny. Na środku sceny mamy obrys ścian konkretnego apartamentu, który wypełniony jest meblami. Wszystko w bielach i szarościach. Chyba najlepszymi miejscami do oglądania spektaklu są te na circle (balkon), ponieważ z wysokości znacznie lepiej widać zamysł scenografa. Oglądanie spektaklu z dalszej perspektywy pozwala też dokładnie dostrzec każdy ogrywany element, a są sceny, w których dzieje się naprawdę dużo (np. koniec pierwszego aktu).


▪️ Musical jest nie tylko bardzo dobrze zaśpiewany, ale także doskonale zagrany. Aktorsko nie ma tutaj może ról wybitnych, ale każda osoba na scenie zostaje w pamięci.

Niezwykle ciekawe są momenty, w których wszystkie trzy rodziny znajdują się na scenie jednocześnie. Wspaniale ograne jest to, kiedy w jednej przestrzeni nakładają się trzy różne czasy. W jednej ze scen niemal wszyscy bohaterowie siedzę przy stole i prowadzą różne dialogi, jakby nieświadomi istnienia i obecności pozostałych - trochę jak współistnienie duchów przeszłości teraźniejszości i przyszłości.


▪️Po takiej liście rzeczy, które zachwycają w spektaklu powstaje pytanie, co jest z nim nie tak? Czemu wzbudza we mnie mieszane uczucia, choć w tak wielu aspektach zbiera pochwały?

Ponieważ oglądanie go bez znajomości tła historycznego, bez wgryzienia się wcześniej w detale związane z Sheffield i Park Hill ten spektakl jest jedynie ładnym, ale kompletnie nieangażującym emocjonalnie teledyskiem. Przytoczone historie wydają się być zbyt proste, momentami wręcz banalne, oparte na wyświechtanych kliszach. I oczywiście można powiedzieć, że wystarczy się przygotować merytorycznie do spektaklu, zapoznać z historią, tłem politycznym i uwarunkowaniami społecznymi, ba! można przestudiować architekturę i wejść na widownię rozświetlonym nimbem wiedzy, ale chyba nie o to chodzi.

Pierwszy raz w życiu spektakl jednocześnie mnie zachwycił i zawiódł.


💬 Jak się zapatrujecie na spektakle, które wymagają wcześniejszego przygotowania merytorycznego?


 


11 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page