top of page

Rozwiedziona. Stracona. Zgon.

🔸 Wy: Kinga, to w końcu podobało Ci się to SIX czy nie?


🔸 Ja: Moim zdaniem to nie ma tak, że podoba, albo że nie podoba. Gdybym miała powiedzieć, co cenię w SIX najbardziej, powiedziałbym, że Królowe. Królowe, które mnie zachwyciły wokalem i haryzmą, kiedy traciłam wiarę w spektakl, kiedy szukałam sensu w estetyce. Chodzi o to, że kiedy szuka się pewnych elementów musicalu, nawet pozornie uniwersalnych, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga się nam rozwijać. Ja miałam szczęście, by tak rzec, ponieważ je częściowo znalazłam, i dziękuję życiu! Dziękuję mu; życie to śpiew, życie to taniec, życie to musical! Wielu ludzi pyta mnie o to samo: ale jak ty to robisz, skąd czerpiesz tę radość z SIX? A ja odpowiadam, że to proste! To umiłowanie genialnego wokalu. To właśnie ono sprawia, że dzisiaj na przykład wbrew pozorom piszę pozytywną recenzję polskiej inscenizacji SIX, a jutro – kto wie? Dlaczego by nie – oddam się pracy społecznej i będę, ot, choćby, oceniać... nić— ich s-stroje… 👀

 

▪️ Ok, pozwoliłam sobie na odrobinę niewybrednego humoru i parafrazę z Otisa Skryby - postaci z kultowej komedii „Asterix i Obelix. Misja Kleopatra”, albowiem po wyjściu ze spektaklu SIX w Teatrze Syrena naprawdę nie umiałam odpowiedzieć, czy mi się podobało czy nie podobało - miałam chaos w głowie.

Aż przeszedł dzień, w którym już wiem i chcę się tym z Wami podzielić.

Jeśli zatem jesteście tymi, którzy naprawdę zadaliby mi pytanie z początku tego opisu - zapraszam do lektury.


▪️ SIX nie nazwałabym nigdy musicalem. To raczej krótka forma wokalno-aktorska balansująca na krawędzi wielu gatunków w tym oczywiściu musicalu, ale także stand-upu i artystycznego performancu bazującego na występach najpopularniejszych wokalistek muzyki pop ostatnich lat.

Osią spektaklu jest rywalizacja sześciu kobiet, królowych, byłych żon Henryka VIII - znanego ze swojej kochliwości, ale przede wszystkim porywczego temperamentu i specyficznego sposobu na pozbywanie się  swoich żon, które przestały pasować mu do wystroju (sic!).

Dwie z nich zostały ścięte i to w zasadzie od nich wzięła się niechlubna legenda o Henryku, który dekapitował swoje żony.


▪️ SIX oddaje głos kobietom, które zapisane zostały w historii, jako „żony” zamiast osoby o własnym życiu i osiągnięciach. Patriarchalna HIStoria zostaje zamieniona w feministyczny song HERstorii, choć zanim do tego dojdzie same bohaterki zamiast połączyć siły - rywalizują o miano tej, której życie z Henrykiem było najnieszczęśliwsze.


▪️ Długo miałam problem z takim przebiegiem tego story, bo wydawało mi się to zaprzeczniem deklarowanych założeń. Jak bowiem przyjąć feministyczną ideę, przekazywaną przez bandę rozkapryszonych dziewczyn, które pałają do siebie nienawiścią, niejako nie zauważając, że to nie w nich tkwi problem?

I nagle dotarło do mnie jakże to życiowe i realne. Jak bardzo ta historia rezonuje ze współczesnością, która stara się być otwarta i feministyczna, a ostatecznie i tak hołduje męskiemu punktowi widzenia. A co gorsze najlojalniejszymi wyznawczyniami patriarchatu okazują się być kobiety, obwiniające inne kobiety za to, jak mężczyźni urządzili nam świat.

Ale wciąż jest nadzieja.

Ostateczne megasix.


▪️ Nigdy nie byłam wielką fanką muzyki z tego spektaklu, więc miałam - poza wspomnianym powyżej -  jeszcze jeden kłopot z recenzją. Ale jak powiedział mi kiedyś, ktoś niegłupi: „Twoje poczucie estetyki to jedno, a profesjonalizm twórcy to drugie” - odkładam zatem niechęć do współczesnego popu i przyznaję, że innego tak nafaszerowanego hitami pisanymi pod konkretną, młodą grupę widzów spektaklu raczej się nie znajdzie.

To jak wycinek listy przebojów, na której królują Queen B(eyonce) czy Taylor na zmianę z Miley Cyrus i Arianą Grande.

Nie musi zachwycać, ale zdecydowanie zasługuje na szacunek.


▪️ Z polską inscenizacją - jak sądziłam - nie miało mi być po drodze. Licencja non-replica i przekazywane mniej lub bardziej dosłownie informacje, że wprowadzony zostanie pierwiastek słowiańskości zatrzęsły moimi gabarytowo zbliżonymi do Windstoru posadami i obudziłu obawę, że tego to ja nie zdzierżę.

No i trochę się to spełniło, a trochę wcale nie.


▪️ Polska inscenizacja ma jeden szalenie ważny element różniący ją od replik - stroje. Wątek na temat kostiumów przygotowanych do syreniej inscenizacji sięga po reakcje na pierwsze szkice koncepcyjne i wciąż budzi wiele emocji - mowiąc delikatnie - dalekich od zachwytów.

Fenomen SIX zbudowany jest m.in. na szalonym podejsciu do kostiumów właśnie. I nie - zupełnie nie przeszkadza mi, jak daleko koncepcja polskiego projektanta odbiegła od pierwowzoru (którego licencja i tak pewnie nie pozwoliła powtórzyć), ale w którą stronę się udała.

Wydawać by się mogło, że SIX dla osoby odpowiedzialnej za kostiumy to spełnienie marzeń o nieograniczonej wyobraźni i czystym szaleństwie, tymczasem „nieograniczona niczym wyobraźnia” zaprowadzila Twórcę królewskich kostiumów w okolice studniówki rocznik ’93 czyli trochę już butik Violeta Feszyn z bazaru, a trochę jeszcze dary z Niemiec.

Co gorsza - niezależnie od zapewnień aktorek, że w tych firankach pomyka się ze swobodą charakterystyczną dzikim koniom na stepie - widz, a głównie widzka, odczuwa fizyczny wręcz ból, kiedy tam coś opada, tam się wbija, a gdzie indziej plącze.

Jakieś to wszystko niedopasowane, ale przede wszystkim niedobrane pod figury tych pięknych kobiet, które na scenie wyglądają, jak pokarane weselną garsonką po ciotce. Nawet inna od reszty spektaklu stylizacja w „Hałsie Holebejna” sprawia wrażenie pożyczonej z innej bajki, choć - przyznaję - sam pomysł na ten utwór jest zaiste doskonały!

Jedyny kostium, który ma jakiekolwiek znamiona popuszczenia wodzy fantazji to strój Anny Boleyn.

Reszta jest jak kontener w second handzie.


▪️ Ale! Narzekanie na stroje może wydać się absolutnym faux pas, jeśli weźmiemy pod uwagę, że poza kostiumami inscenizacja Syreny to bomba charyzmatyczna, endorfinowa i feministyczna. A na dokładkę wokalnie nasze dziewczyny absolutnie pozostawiają westendowską obsadę w tyle.

To są głosy ze światowej półki i światowe sceny tych kobiet powinny nam zazdrościć.

Tym smutniej, że grupy musicalowe w social mediach zajmują się głównie aferą tekstylną.

Swoją drogą ciekawe jest, jak różne są oficjalne komentarze od tych w zamknietych grupach…


▪️ Polskie SIX to przede wszystkim crème de la crème polskiej, kobiecej sceny musicalowej. Nasze królowe nie biorą jeńców i jeśli to, że każda z nich charakteryzuje się charyzmą wojowniczki (co nieco odbiega zdaje się od założeń oryginału) ma być tym pierwiastkiem słowiańskim - to ja jestem na tak!

W zasadzie pod względem wokalu czy aktorskiego zaangażowania w stworzenie charakteru nikt się tu nie wyróżnia choć powinnam bardziej napisać, że wyróżnia się każda z tych doskonałych wokalistek.

Jako absolutna psychofanka Agnieszki Rose (Katarzyna Aragońska) oraz Natalii Kujawy (Katarzyna Parr) cieszyłam się jak małe dziecko po dostaniu cukierka, że mam je obie na scenie. Ale muszę z ręką na sercu przyznać, że pozostałe Królowe przekonały mnie, do swoich postaci, choć - jak już wspominałam - nie po drodze mi z nimi było. Nawet utwór Jane Seymour, który wyciełabym z Original Cast Recording - w Syrenie wybrzmiał głosem Marty Burdynowicz tak, że zmiękło moje serce z kamienia.

Świetna jest Aleksandra Gotowicka jako Anna Boleyn, Marta Skrzypczyńska jako Anna z Kleve daje czadu, a Anna Terpiłowska jako jedyna z tych Katarzyn Howard, które słyszałam faktycznie wywołała we mnie poczucie realnego wk*rwu, bo choć utwór buja i wpada w ucho to jego wydźwięk #metoo tak bardzo zaburza poczucie bezpieczeństwa.

Czekam na szansę zobaczenia Izy Pawletko, Małgorzaty Chruściel i Olgi Szomańskiej - czekam cierpliwie aż szał na SIX troche opadnie i będzie można kupić  bilet w jakimś normalnym trubie, a nie z półrocznym wyprzedzeniem…


▪️ Bardzo bym nie chciała, żebyśmy zapominali, że na scenie poza Królowymi są też Damy Dworu. Złożony z utalentowanych kobiet band to naprawdę ogromna wartość dodana przedstawienia. Ja zwyczajowo zakochana jestem w Pani na Basie (no co ja poradzę, że dźwięki basu tak na mnie działają? Nic nie poradzę!). Wielkie ukłony za świetną oprawę muzyczną.


▪️ Nigdy nie sądziłam, że napiszę coś takiego w stosunku do - w sumie - niezbyt lubianego spektaklu, ale warto jest odwiedzić Teatr Syrena i zobaczyć, co przygotowała dla nas Ewelina Adamska-Porczyk,  Królowa-Matka, czyli reżyserka przedstawienia.

Chociaż w zasadzie powinnam chyba napisać posłuchać, bo o ile oprawa plastyczna mocno mnie zawiodła, o tyle dziewczyny na scenie oddały swoją energią i przede wszystkim wokalem wszytsko z nawiązką.

Syreni SIX to nie jest fenomentalne przedstawienie, brakuje porywającej choreografii, zachwycających kostiumów i spektakularnej scenografii, ale czasem może mniej znaczy więcej?

To jest inscenizacja bardzo dobra, która pozostawia widza w poczuciu dobrze spędzonych dziewięćdziesięciu minut. Nie trzeba się w nim od razu bez pamięci zakochiwać, ale należy zdecydowanie docenić. Nie tylko sam spektakl, ale także jego promocję, bo to, co działo się w związku z SIX w social mediach Syreny to była (wciąż jest!) genialna robota!



▪️ ps. Polskie SIX jest jak papierek lakmusowy polskiej sceny musicalowej. Dokładnie pokazuje, gdzie mamy braki, a gdzie już dawno wyprzedziliśmy ten legendarny i - wydawać by się mogło - niedościgniony wielki musicalowy świat.

Także to, co dzieje się wokół spektaklu w środowisku musicalowych fanów dobrze pokazuje, jaka jeszcze droga przed nami w odbiorze, byśmy zaczęli zauważać więcej i odczuwać głębiej , ale przede wszytskim szczerzej mówili o tym, co dobre i o tym, co niedobre.

Dla polskiej widowni musicalowej wszystko jest albo czarne albo białe. Bezgranicznie  coś kochamy bądź bezrefleksyjnie odrzucamy. Nadużywamy określeń „genialne”, „wybitne”, „rewelacyjne” i „rewolucyjne” stawiając każdą dobrą produkcję na piedestale powodując, że tracimy realny obraz całej sceny.

A czasami warto zaryzykować brak zaproszenia na kolejną premierę i napisać obiektywną recenzję.

Dla dobra musicalu.

90 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page