top of page

Niedyskretny urok przemijania

▪️ Kiedy pojawiły się pierwsze wzmianki o filmowej adaptacji opowiadania F. Scotta Fitzgeralda „The Curious Case of Benjamin Button” więcej było we mnie obaw niż zaciekawienia, bo podskórnie czułam, że ta niezwykła historia o człowieku, który rodzi się stary a umiera dzieckiem więcej ma potencjału teatralnego niż filmowego. Głównie przez swoją umowność. Hollywood nie radzi sobie zbyt dobrze z tak zgrabnymi metaforami, próbuje urealnić to, co nierealne, nadać sens zjawiskom, których siła drzemie w braku logicznych wyjaśnień.

Podobnie było z historią Benjamina Buttona. Droga, pełna wielkich nazwisk w obsadzie produkcja może i zapowiadała się ciekawie, ale ostatecznie gubiła lekkość opowiadania Fitzgeralda.


▪️ Czy zatem przeniesienie tej historii na deski teatru i opakowanie w formę musicalową wypadło lepiej niż hollywoodzkie kino?


▪️ „The curious case of Benjamin Button” opowiada historię życia tytułowego Benjamina Buttona - człowieka, który narodził się, jako niedołężny starzec, by przeżyć życie stając się młodszym każdego dnia.

Traktowany, jak wybryk natury i potwór nawet przez własnych rodziców w końcu - kiedy osiąga wiek, który pozwala mu na samodzielne życie - ucieka z domu i rozpoczyna pogoń za szczęściem i miłością. Miłością wydawać by się mogło niemożliwą. Ale przecież każda miłość przychodzi dokładnie wtedy, kiedy powinna.


▪️ To metaforyczna opowieść o przemijaniu, o nieubłaganym czasie, który - niezależnie w którą stronę płynie - zawsze prowadzi nas w stronę końca.

Ale to też historia o miłości, o potrzebie życia i bycia tu i teraz na sto procent. Uczy nas, że największym szczęściem jest czerpanie radości z każdej chwili.


▪️ Inscenizacja Southwark Playhouse to produkcja, której niezwykłość formy dorównuje niezwykłości fabuły. Na scenie mamy bowiem kilkunastu aktorów, którzy są jednocześnie muzykami i przez cały spektakl nie tylko odgrywają swoje role, ale także grają na szeregu instrumentów i kiedy piszę szeregu to naprawdę mam na myśli niespotykaną wręcz w kameralnych produkcjach ilość elementów. Gitara, gitara basowa, trąbka, pianino, bas, flet prosty, flet poprzeczny, skrzypce, perkusja, bębenek, a nawet granie na łyżeczkach - a wszystko to w folkowym klimacie Kornwalii, która jest miejscem akcji.


▪️ Muzyka Darrena Clarka momentami zachwyca delikatnością, ale kiedy trzeba także charakterem. Podczas scen w kornwalijskim pubie aż chciałoby się dołączyć do obsady i ruszyć w tany! W tych kompozycjach wybrzmiewa morze spokojne i morze wzburzone, blask księżyca nad wybrzeżem i ciepło słońca w letni dzień na plaży, przypływy i odpływy, rytm ludzkiego serca zsynchronizowany z rytmem natury, która nadaje tej wykreowanej w sercu Londynu Kornwalii autentyczności.

Kameralność i regionalna nisza w warstwie muzycznej przywodzi na myśl musical „Once”, ale ta historia jest dużo ciekawsza, a i wykonanie pozostawia historię Faceta i Dziewczyny daleko w tyle. Ileż tu jest niuansów, humoru, doskonałych kompozycji, rozwiązań choreograficznych!


▪️ Ale oczywiście to nie jest produkcja zupełnie bez wad. Wydaje się, że jest ciut za długa i może zbyt jednostajna, a to, co dla niektórych będzie ogromną zaletą, czyli fakt, że cała obsada nie rozstaje się w zasadzie z instrumentami - innym może wydać się elementem rozpraszającym, formą nie do zaakceptowania. Niemniej jednak niewątpliwie „The curious case of Benjamin Button” to historia uniwersalna i piękna, a w wydaniu proponowanym przez Southwark Playhouse to także popis utalentowanych wokalnie i muzycznie aktorów.

Ja dałam się porwać tej fali muzyki i optymizmu totalnie.


▪️ Marzy mi się, by ta produkcja pojawiła się kiedyś na którejś polskiej scenie tym bardziej, że ze sceny londyńskiej niestety już zeszła.




 


7 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page