Buszując dzisiaj w Internecie w celu poczynienia aktualizacji na mojej liście musicali „must see” w tym roku (co było zresztą podyktowane bardziej niechęcią do sprzątania, aniżeli faktyczną potrzebą wydania kolejnych pieniędzy na bilety #biedaażpiszczy ) trafiłam na wzmianki o musicalu Metro. Musicalu, który był przez jakiś czas pożądanym dobrem narodowym, by następnie zostać zrzuconym z piedestału przez typowo polskich malkontentów
Ja musicalu METRO będę broniła zawsze. I chociaż wiem, że patrzę na niego przez pryzmat nostalgii za dawno minioną młodością i czasami pierwszych wybuchów euforii teatralnej (spektakl widziałam pewnie jakoś w 1991/1992 roku, jeszcze w Teatr Dramatyczny , podziwiając na scenie długowłosego, młodego Roberta Janowskiego Robert Janowski i uroczą dwudziestoletnią Katarzynę Groniec Katarzyna Groniec #feelingoldyet ? ), ale nikt mi nie powie, że ta produkcja jest muzycznie i fabularnie nijaka, tak samo, jak absolutnie nie uważam, by była „tak po polsku biedna”, jak zdarzyło mi się usłyszeć.
Miałam szczęście oglądać spektakl w jego najlepszej wersji czyli z muzyką na żywo, na obrotowej scenie i z naprawdę doskonałą obsadą niewiarygodnych głosów i świetnych tancerzy.
Może faktycznie METRO później straciło na wartości? A może po prostu rozgrymaszeni i rozpieszczeni przez pięknie rozwijająca się scenę musicalową w Polsce straciliśmy umiejętność cieszenia się tym, co zachwycało nas kiedyś? Może się zestarzały efekty wizualne, może okrojona forma wynikająca z technicznych ograniczeń nowej sceny odebrała spektaklowi część mocy, ale METRO, które ja pamietam, to było show pełne dobrej muzyki i świetnej choreografii. I przede wszystkim udowodniało, że można w Polsce tworzyć bezkompromisowo, niezależnie i z rozmachem. I za to się twórcom należy dozgonny szacunek
Oglądaliście METRO? Już w Studio Buffo, czy jeszcze w Dramatycznym?
Comentarios