top of page
Zdjęcie autoraKinga Zaborowska

& JULIET / Shaftesbury Theatre w Londynie

„Romeo i Julia” to obok „Hamleta” i „Makbeta” najczęściej cytowana i adaptowana ze sztuk Shakespeare’a. Uniwersalny temat dojrzewania i zakazanej miłości oraz na swój renesansowo- barokowy sposób przekaz wolnościowy, wyniósł opowieść o dwojgu kochanków wywodzących się ze zwaśnionych rodów, na piedestał i pozwolił wejść na stałe do historii kultury oraz popkultury.

I tak historie wielkiej miłości ponad podziałami mogliśmy oglądać nie tylko w klasycznych adaptacjach, ale także w interpretacjach na wskroś nowoczesnych. Nie szukając daleko, na kranach kin możemy obecnie oglądać remake musicalu „West Side Story” z 1961, który - choć osadzony w realiach Nowego Jorku - całymi garściami czerpie z dramatu Shakespeare’a. W 2000 roku dostaliśmy kino akcji luźno oparte na sztuce („Romeo musi umrzeć”), a trzy lata później zamysł szekspirowskiej wojny w imię miłości mogliśmy oglądać w „Underworld”, gdzie uczuciem darzą się Wampirzyca i Lykanin. Dzieło angielskiego poety zostało również zaadaptowane przez twórców mangi („Romeo x Juliet”), a najmłodsi widzowie mogli je poznać poprzez produkcje takie, jaki „Gnomeo i Julia” - animację o uroczych gnomach, czy kontynuację wielkiego hitu „Król lew” (będącego swoją drogą adaptacją Hamleta!) czyli „Król lew 2: Czas Simby”, gdzie przyglądaliśmy się uczuciu córki Simby - lwicy Kiary i Kovu - lwa ze Złej Ziemi. Okazuje się jednak, że temat nadal jest niewyczerpany i - choć wspominane tutaj dzieło powstało w XVI wieku - moze być kanwą dla sztuki na wskroś aktualnej, feministycznej i operującej hasłami charakterystycznymi dla dzisiejszej walki o wolność wyborów i prawa o stanowieniu o sobie.

„&Juliet” to kolorowa karuzela przebojów, która niesie za sobą ogromny ładunek emocjonalny i - choć z tytułu wynikałoby, że Romeo jest w niej pominięty - w uroczy sposób pokazuje miłość Romea i Julii, dając im szansę na „żyli długo, szczęśliwie i w partnerstwie”.

„&Juliet” jest spektaklem, który na nowo pisze znana historię, a robi to rękami Anne Hathaway, która jest tak naprawdę główną bohaterką tej adaptacji. To ona powołuje Julię na nowo do życia, zmienia Jej los, a z przekomarzań Jej z mężem i z nowej sztuki wyłania się HERstory kobiety odrzuconej, wypartej z życia męża przez sztukę. To też głos o prawa kobiet. Wszystkich kobiet. A jak wybornie podany!

Chociaż szkieletem „&Juliet” jest feminizm, tolerancja na inność, walka z patriarchatem, ale i ze stereotypowym pojęciem męskości czy o wolność wyboru i o bycie sobą ponad wszystko, to jest to opakowane tak lekko, tak słodko i tak tanecznie, że człowiek chce śpiewać, tańczyć, a serce wyrywa się do interakcji z aktorami. Chce się w tej sztuce być i uczestniczyć!

Jeśli napiszę, że za tę doskonałą i porywającą muzykę i teksty, które w sposób wręcz nieprawdopodobny budują fabułę i emocje, odpowiada Max Martin to nie każdemu od razu zapali się żarówka „eureki” nad głową. Jednak jeśli powiem, że ten Pan jest odpowiedzialny za napisanie największych hitów Britney Spears, Backstreet Boys, Katy Perry czy nawet zespołu Bon Jovi, to zaczniecie rozumieć na czym polega fenomen tej produkcji. Tym bardziej, że to właśnie takie wielkie hity, jak „Everybody”, „Oops! I did it again”, „I kissed a girl”, czy „It’s my Life” wypełniają „&Juliet”. Porywają do tańca, rewelacyjnie grają na emocjach, a czasem wyciskają łzy i dają mocno po głowie i serduchu, jak np. podczas „I’m not a girl, not yet a woman” wykonywanego przez May - najlepszą przyjaciółkę Julii - która wbrew swojej tożsamości płciowej urodziła się chłopcem. Jaka to jest petarda! W Polsce kazaliby zdjąć spektakl z afisza…

Mamy zatem feminizm, właściwie pojmowaną męskość, homoseksualność, transpłciowość, romantyzm (tak!), uczucie, dojrzewanie, ale także dojrzałość samą w sobie. To jest bomba emancypacji i zdrowego rozsądku oraz lekcja tolerancji, której nikt w szkole naszych (tzn Waszych, bo ja nie posiadam…) dzieci nigdy nie przeprowadzi, a wielka szkoda.

Ja jestem tym spektaklem zachwycona. Nie ma tutaj umoralniania, ani grożenia paluszkiem, ani bełkotu pseudofeministycznego, który spycha mężczyzn na drugi plan. Nie! Są silne kobiety. A silne kobiety nic nie muszą. I mogą wszystko! Także kochać do utraty tchu.


„Tell Me why? ’couse she wants it THAT way”





11 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comentários


bottom of page