▪️ Musical „Bronco Billy” Dennisa Hackina w reżyserii Huntera Birda to taka rozrywka, której od czasu do czasu wszyscy potrzebujemy, a do której potrzeby bardzo często nie chcemy się przyznać.
Ten spektakl to prosta historia, dużo humoru, wątek miłosny i postaci, których kreacje bliższe są kabaretowi niż teatrowi, przerysowanie i trochę slapstickowych żartów. Ale - chociaż to taki kompletnie nie zobowiązujący musical na raz - bawiłam się na nim świetnie.
▪️ „Bronco Billy” jest adaptacją filmu z 1980 roku o tym samym tytule. Reżyserem filmu i odtwórcą głównej roli był sam Clit Eastwood, ale jeśli spodziewacie się wybitnego dzieła - muszę Was zmartwić. To komedyjka, która nie przypadła do gustu ani krytykom ani widzom, a jedyną nagroda, którą może się pochwalić to nominacja do Złotej Maliny dla odtwórczyni głównej roli żeńskiej. Na szczęście słaby film stał się inspiracją dla całkiem fajnego spektaklu.
▪️ Musical opowiada o grupie obwoźnych cyrkowców, którzy przemierzają Stany ze swoim nieco już przestarzałym programem inspirowanym dzikim zachodem. Założycielem, szefem i główną gwiazdą grupy jest tytułowy Bronco Billy (Tarim Callender) - samozwańczy król strzelców - którego show polegające na zestrzeliwaniu talerzy rzucanych przez piękną asystentkę, jest gwoździem programu.
Niestety piękne asystentki odchodzą, a całe show chyli się ku upadkowi. Tylko, że dla artystów podróżujących z Billym jego camper jest jedynym domem, a trupa jest dla siebie jak rodzina. Jedyna rodzina jaką mają. Dla podratowania budżetu grupa postanawia pojechać na przesłuchania do telewizyjnego talent show…
▪️ Równolegle do perypetii trupy Billy’ego poznajemy losy córki potentata branży gastronomicznej, twórcy imperium czekoladowego - Antoinette Lily. Antoinette zostaje sierotą po śmierci ojca, ale zamiast skupić się na żałobie musi uciekać z domu, gdyż na jej życie czyhają pominięci niemal całkowicie w testamencie zmarłego bogacza: głupkowaty mąż dziewczyny, jej chciwa macocha oraz kochanek tejże. Cała trójka wynajmuje płatnego zabójcę - Sinclaira St. Claira, który podąża za Antoinette i podejmuje szereg - na szczęście nieudanych - prób wyeliminowania jej.
Antoinette w czasie ucieczki trafia na grupę Billy’ego i pod fałszywym imieniem zaczyna występować, jako jego asystentka.
Ostateczna konfrontacja wszystkich bohaterów ma miejsce na planie telewizyjnego show.
▪️ Wbrew pozorom nie jest to głupiutka komedyjka bez przesłania. Jest tutaj przyjaźń, poświęcenie, miłość i chociaż wszystko ograne zdartymi kliszami i dosyć łopatologicznie napisane - musical bawi, wzrusza i pozostawia w bardzo miłym nastroju i poczuciu sympatycznie spędzonych trzech godzin.
▪️ Zaskakująco dobra jest tutaj muzyka. Kompozycje Chipa Rosenblooma świetnie oddają klimat spektaklu, wpadają w ucho, a momentami nóżka sama chodzi i chciałoby się dołączyć do grupy Billy’ego i ruszyć w objazdówkę po „Dzikim Zachodzie” przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.
▪️ Aktorsko i wokalnie jest świetnie. Chociaż podczas spektaklu w kilku rolach miałam alternatywną obsadę - w ogóle się tego nie odczuwało. Wszyscy byli naprawdę rewelacyjni, a komediowe role Victorii Hamilton-Barritt (macocha) oraz Gary Trainor jako ciapowaty Sinclair St. Clair to moje ulubione wątki - pure entertainment i kupa śmiechu.
▪️ „Bronco Billy. The musical” to nie jest wielkie dzieło i na pewno nie jest to must see w Londynie, ale jeśli chcecie zobaczyć ciepłą i bardzo zabawną komedię, spektakl czysto rozrywkowy - to warto zwrócić uwagę na ten tytuł.
Spektakl grany jest jeszcze tylko do 7. kwietnia w Charing Cross Theatre.
コメント