top of page

ORKIESTRA TITANIC / Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi

Zaktualizowano: 27 lut 2023

Na starej, opuszczonej przez wszystkich stacji kolejowej, czwórka przegranych, zatraconych w swojej beznadziejności ludzi, codziennie ćwiczy kroki wielkiej ucieczki - ucieczki w nieznane, ale ku lepszemu, bo przecież każde nieznane jest lepsze niż szare i smutne "tu i teraz". Ćwiczą i liczą: dni, pociągi, które na ich stacji nie stają i butelki - te wypite i te, które jeszcze przyjdzie im opróżnić w ciągu tego nieustającego czasu oczekiwania na lepsze jutro, lepsze tam, lepsze gdzieś.

Aż pewnego dnia na stacji pojawia się pakunek, który wybudzi ich z letargu, a wraz z nim ktoś, kto napoi ich życiodajną iluzją.


Bohaterowie 'Orkiestry Titanic" tkwią w miejscu zawieszonym pomiędzy byciem gdzieś, a podrożą dokądś, zdegradowani przez życie do poziomu drobnych złodziejaszków, pijaczków i odmieńców, ale - jak każdy z nas -wciąż pełnych marzeń i nadziei, że w końcu ruszą w drogę i ta droga odmieni ich życie. Kiedy w tymże - jakże godnym pożałowania - życiu pojawia się szalony, kolorowy iluzjonista Harry - powoli budzą sie z letargu, zaczynają rozumieć, że tkwią w miejscu na własne życzenie, tak naprawdę kurczowo trzymając się siebie nawzajem, sparaliżowani strachem zarówno przed pozostaniem, jak i ewentualną drogą.

Zagubieni we własnych pragnieniach i marzeniach, otępiali (nie)świadomością własnego (nie)istnienia z łatwością dają się zmanipulować, pokierować, a nawet zniknąć - byle tylko w końcu wyrwać się z życia.

Bo tak naprawdę każe z nich czeka już tylko na zderzenie z górą lodową.


"Orkiestra Titanic" - choć to tekst napisany pod koniec lat dziewięćdziesiątych - uderza swoją uniwersalnością i aktualnością. Tak, słynny niezatapialny Titanic, który okazał sie być ułudą i śmiertelną pułapką dla swoich gości, jako metafora nieuniknionego końca, końca tragicznego, to figura mocno wyeksploatowana w literaturze, niemniej jednak słowa jednego z bohaterów sztuki Christo Bojczewa: "Cały świat to 'Titanic', a my, wszyscy ludzie, jesteśmy jego pasażerami." zdają się nie tracić na sile, nawet mimo tego. Tym bardziej dzisiaj - w czasach permanentnego kryzysu: gospodarczego, politycznego, klimatycznego, ale także, a może przede wszystkim kryzysu tożsamościowego i duchowego, który pozostawia nas w niezrozumieniu, poczuciu niespójności z otaczająca rzeczywistością i każe zadawać pytanie o zasadność naszego istnienia - poczucie bycia jednym z pasażerów legendarnego Titanica jest tym bardziej odczuwalne. Jako świat suniemy po falach bezmiaru własnych błędów ku nieuniknionej katastrofie. Spokojnie, powoli, ale konsekwentnie, jakby tragiczny koniec był naszym celem samym w sobie. Ale jednostki wciąż próbują się uratować, chaotycznie, trzymając się jedynie pozornego planu, szukają szalupy - pociągu, który uratuje ich z opuszczonej stacji. Nasi bohaterowie są w tym tragiczni i komiczni jednocześnie. Balansują na krawędzi jawy, snu i alkoholowej delirki, by - kiedy w końcu udaje im się wsiąść do upragnionego składu - smutno skonstatować, że nie wiedzą dokąd chcą jechać, po co i czy w ogóle.

"Nigdy sobie nie wyobrażałem, że sobie wyobrażę coś takiego"


Inscenizacja Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi jest niezwykle plastyczna. Charakteryzacja bohaterów przywodzi na myśl cyrk - z jednej strony zabawny, z drugiej metaforycznie tragiczny, chaotyczny. Uśmiechy spływające wraz z makijażem, maski, a za nimi ukryte prawdziwe twarze, wieloznaczność i dyskomfort wciąż domalowywanych na siłę emocji.


Mariusz Siudziński wspaniale poprowadził aktorów. Ljubka (Elżbieta Zajko), Doko (Mariusz Słupiński), Prodan (Robert Latusek), Harry (Mikołaj Chroboczek), czy Meto (grany przez samego Siudzińkiego) to bohaterowie pełni, indywidualni, charakterystyczni, każdy z własną historią, przeszłością i definicją szczęścią.

Tychże samych aktorów doskonale przygotowała wokalnie Izabela Połońska, dzięki czemu ich "Oda do radości" nabiera nowych znaczeń, cieszy ucho i porusza.


"Orkiestra Titanic" - choć porusza bardzo ciężkie, egzystencjalne tematy - jest w odbiorze spektaklem lekkim i - jakby wbrew wadze problematyki - bardzo przyjemnym, bo choć katastrofa jest nieunikniona - orkiestra gra nadal, bawiąc pasażerów tonącego statku...


Serdecznie polecam!




99 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page